Ciepłych dni w tym roku jak na lekarstwo, trzeba korzystać z każdej okazji, tak też czynimy korzystamy ile wlezie, znów na Słowacji, dlaczego? Cóż, degradacja Beskidzkich szlaków trwa w najlepsze, poza kilkoma wyjątkami, w zasadzie można zaryzykować stwierdzenie iż nie ma tam już szlaków w takim kształcie i takiej formie w jakiej występują na Słowacji. Nasi mają w dupie, Słowacy o swoje dbają. Nie wiem czy wynika to z ich miłości /szacunku do gór czy ze zwykłej kalkulacji (bo nie opłaca się niszczyć?) jednak patrząc na to jak traktuje się szlaki w Polsce można się zwyczajnie wkurwić. Czy to hejt na Polską rzeczywistość? Nie to stwierdzenie smutnego faktu. Jednodniowy wyjazd na Martyńskie Hale oraz szczyt Mińcol, atakowany od północnej strony, tak jeszcze byka za rogi nie braliśmy. Jako że zjazd wiodący ze szczytu przedstawiony był jako techniczno-atrakcyjny, po prostu musieliśmy go spróbować. Taipan bo tak mu na imię to malowniczy trawers grzbietu Mińcola opadający ze szczytu od zachodniej strony do przełęczy Javorina. To wąski, miejscami techniczny singiel dla jednych spełnienie marzeń o górskiej ścieżce dla innych droga przez mękę. Zdania co do tego są bardzo podzielone jednak nam przypadł do gustu choć znamy ciekawsze i lepsze ścieżki. Tych nowych jednak nigdy zbyt wiele! Prawda? Taipan niczym prawdziwy wąż wije się na odcinku 5km, na których znajduje się kilka podjazdów, nie pamiętam dokładnie ile bo jednak flow był na tyle dobry by nie liczyć, nie zatrzymywać się i nie robić zdjęć - standardowo ;) Wspomniany trawers dobija do niebieskiego szlaku, który też jest niczego sobie jednak prawdziwą perełką na koniec zabawy okazał się szlak żółty. Szybko, wąsko i stromo, tak w żołnierskim skrócie - jest moc! Zdecydowanie warto tłuc się te 180km w jedną stronę, zwłaszcza jeśli ktoś ma już dość Beskidzkiej młócki. |
![]() |
||
|