Nasza Sylwestrowa zabawa zaczęła się w sobotę przed południem od przelotu dwoma nowymi szlakami na Koziej Górze. Pod czujnym okiem Klaudii oraz z namaszczeniem głównego inżyniera, doświadczamy tego czego na co dzień doświadczają bielszczanie - absolutnej zajebistości sieci szlaków i ścieżek w obrębie Koziej. Zabawa niestety nie trwa długo, po blisko 4h jazdy wracamy do Wadowic. Zimowa jazda w dzień to już norma, zimowa jazda nocą to jazda, która prawdę mówiąc nadal wywołuje w nas niemałe emocje. Między innymi dlatego ostatnią noc roku postanowiliśmy przywitać na szczycie Leskowca. Start chwilę po godzinie 21 niebieskim szlakiem z Tarnawy, logowanie na szczycie 15 minut przed północą, liczyliśmy na ciszę i spokój, a w bonusie od życia dostaliśmy 50-60 osobową grupę wesołych piechurów i trzy spore ogniska :) Nic to, należało zadbać o odpowiednie miejsce do zdjęć. Rozpychając się łokciami docieramy do punktu widokowego, szybka ustawka aparatu, kilkanaście prób i mam, ten jeden (no może dwa) upragniony kadr. Ufff... Jak dobrze że zdążyłem, cały rok czekania byłoby jak krew w piach a tak jest fotograficzna pamiątka. Powrót do Wadowic żółtym szlakiem przez Czartak, po północy szlaki puste, inwersja na szczycie i lekki mróz do tego śnieg ubity i wydeptany na beton... Vmax ponad 50km/h, nocą w trakcie zimy, mądre to nie było, ale właśnie dla takich akcji warto wyczołgać się poza własną strefę komfortu - wtedy czujesz że żyjesz naprawdę. |
![]() |
||
|